piątek, 6 marca 2015

Rozdział 5

Przez 2 tygodnie leżałam w domu nie przekraczając progu posiadłości moich rodziców. Mama po 5 dniach wypytywania mnie o powód mojego fatalnego samopoczucia odpuściła sobie, ponieważ nie przynosiło to żadnych rezultatów, jedynie pogarszała stan w jakim sie znajdowałam. Przez pierwszy tydzień płakałam, okropnie cierpiałam. Nie potrafiłam powstrzymać łez, wybuchów agresji, zdarzyło mi sie cos zbić, czasami nie potrafiłam sie powstrzymać i rzucałam w ziemie rzeczami znajdującymi sie w pobliżu, często przez to chodziłam okryta kocem, jednak to nie dawało mi ukojenia, czułam ogromna potrzebę zniszczenia czegoś.
Zupełnie siebie nie poznawałam, więcej, czasami zaczynałam sie bać, ale to tylko chwilowy strach, w większości bywało tak, ze zupełnie nie miałam pojęcia rzeczywistości, byłam odcięta od świata, nie ruszałam telefonu, laptopa, telewizje włączałam czasami by do końca nie zwariować, ale nie potrafiłam sie skupić.
Przez ten nastrój straciłam apetyt. Mało jadłam, mało piłam, nie chciało mi sie nic. Z tego co wiem, kilka razy próbował mnie odwiedzić James i Tristan, ale nie miałam ochoty z nimi rozmawiać, rodzice to rozumieli i ich zbywali. Mama i tata sie o mnie bardzo martwili, z nimi tez nie chciałam rozmawiać, choć to przykre, ich towarzystwo działało mi na nerwy, na prawdę pragnęłam by zostawili mnie w spokoju na dłuższy czas, nie potrafiłam przyjąć ich pomocy ani jej docenić.
Po dwóch tygodniach od zerwania, zmieniło sie tylko to, ze odechciało mi sie płakać. Byłam bardzo zmęczona, płakanie nie przynosiło efektów, w końcu to zrozumiałam. Ciągle coś niszczyłam, krzyczałam w poduszkę, najgorsze chyba było to, kiedy zaczęłam uderzać pięścią w biodro, dzięki temu po chwili sie uspokajałam. Po czasie pojawił sie okropny siniak. To, jak sie zachowywałam było złe, było chore. Wyglądałam jak opętana.
W piątek, czyli dwa i pół tygodnia po incydencie w pokoju Bradleya, przeżywałam kolejny, samotny dzień. Wszystko zapowiadało sie na to, ze wracam do zdrowia, jednak wciąż nie potrafiłam do końca zapomnieć o tym cudownym chłopaku, o jego oczach i niesamowitych ustach, a także o tym, w jaki sposób mnie zranił. Nie umiałam tego pojąć, ani sie z tym pogodzić. Tego dnia zabrałam się w końcu za czytanie książki którą kupiłam z Jamesem. Kiedy dotarłam do rozdziału 4, w pokoju rozległ się dźwięk. Wydawało mi sie ze ktoś stuka w okno, jednak z początku to zignorowałam. Niestety, niestety postukiwanie nie ustępowało, wiec szybko sie wyprostowałam i głośno przełknęłam ślinę. Włożyłam zakładkę do książki i odwróciłam sie w stronę balkoniku, gdzie ujrzałam czuprynę Brada i jego wlepione we mnie, smutne oczy. Zastygłam na moment w pozycji siedzącej i toczyłam wewnętrzną walkę ze sobą. Nie wiedziałam co powinnam zrobić. Po chwili stwierdziłam jednak, ze otworzę chłopakowi okno, bo pogoda na dworze była fatalna, a on biedny stał na deszczu patrząc się na mnie, wiec uległam. Bradley wpakował się szybko do mojego pokoju dygocząc z zimna. Szybko przyniosłam mu ręcznik na osuszenie sie i otuliłam go kocem. Nie potrafiłam sie do niego odezwać nawet słowem, poczułam wielką gulę w gardle. Siedzieliśmy na materacu obok siebie w ciszy stykając sie kolanami. Miałam spuszczoną głowę, jednak kątem oka widziałam, ze Brad mnie obserwuje.
- Przepraszam - szepnął. Nie wiedziałam czy chce na niego spojrzeć, więc nawet nie drgnęłam. - Victoria, przepraszam - powtórzył juz głośniej, na co ja westchnęłam, a chłopak wówczas objął mnie ramieniem przysuwając sie do mnie - Kochanie, nie chciałem by tak wyszło - westchnął opierając sie brodą na moim ramieniu. Natychmiast się wyrwałam z jego uścisku. Poczułam do niego obrzydzenie, jego dotyk mnie parzył. - Przestraszyłem Cie? - zapytał ciszej, na co ja jedynie spuściłam głowę. Brad zrozumiał to co chciałam mu przez ten gest przekazać. - Proszę, wybacz mi. Poniosło mnie.
- Rozumiem, ale nie uważasz, że przesadziłeś? Ja Cię tylko lekko zwyzywałam, a Ty? To Ty podniosłeś na mnie rękę - Odparłam łamiącym się głosem, Brad odpowiedział mi jedynie westchnieniem, po czym się do mnie przytulił i zaczął łaskotać mnie swoim zimnym nosem po szyi.
- Wybacz mi, to już się więcej nie powtórzy - pocałował mnie w szyję. Przez chwilę siedziałam sztywno, jednak po chwili się ugięłam i wtuliłam się w jego klatkę piersiową.

I wtedy cała zabawa się zaczęła.
Bradley codziennie starał się sprawić, bym była szczęśliwa, był przemiły, czasami nawet przesadnie, ale nie mogłam narzekać, jego plan działał. Powolutku powracał mi humor, jednak ze strachu uważnie obserwowałam jego każdy ruch, nawet jak wracał z łazienki. Czułam się chora, bardzo chora psychicznie. Kiedy w końcu, po tygodniu zaczęłam myśleć normalnie, wszystko wydawało się inne.
Nie jestem do końca w stanie tego opisać, ale moje uczucia zmieniły się w stosunku do wielu osób.
Brad odzyskał moje zaufanie, przy tym też nasze kontakty się polepszyły, zżyliśmy się ze sobą, nie potrafiłam wytrwać chwili bez niego, albo jakiejkolwiek oznaki, że o mnie pamięta. Zyskałam w Tristanie przyjaciela, mimo tego, że wcześniej nie mieliśmy dobrych kontaktów, to zauważyłam, że bardzo się o mnie martwił kiedy odcięłam sie od świata, właściwie to martwi się o mnie do teraz, zaczęłam spędzać z nim więcej czasu i mimo, że jest ciapowaty, to bardzo go lubię.
Jest też w tym wszystkim coś mniej przyjemnego. Mowa o nikim innym jak o Connorze, który zawsze magicznie znika kiedy przychodzę do domu Vampsów. Chłopak się dosłownie rozpływa. Nie mam pojęcia gdzie jest i co robi. Straciłam go i to mnie w tym wszystkim boli najbardziej, bo ciągle żyła we mnie nadzieja, że jednak uda nam się to wszystko całkowicie odbudować. W tym wszystkim totalnie zapomniałam o Veronice.
Tak mi mijały miesiące, aż nadszedł lipiec. Był piękny, słoneczny dzień. Byłam wręcz wniebowzięta i tuptałam z nogi na nogę stojąc na jednym z peronów na który lada chwila miała wjechać moja kochana Ronnie, byłam tak straszliwie podekscytowana.
Brad stał za mną i tulił mnie od tyłu.
- Cieszysz się, że ją poznasz?
- Pytasz mnie o to chyba po raz setny - zaśmiał się i pocałował mnie w czubek głowy.
- Ja się cieszę - powiedziałam jakby nie zwracając uwagi na jego spostrzeżenie.
- Ja też - ścisnął mnie mocniej. Oboje zamilkliśmy gdy zobaczyliśmy w oddali pociąg.
- O boże - szepnęłam - Jedzie tu - dodałam i odwróciłam się - Dobrze wyglądam?
- Zachowujesz się jakbyś miała spotkać swojego chłopaka - zaśmiał się - wygladasz cudownie - uśmiechnął się i pogładził kciukiem mój policzek.
Gdy pociąg wjechał na peron, ludzie zaczęli z niego wysiadać, jeden pchał się koło drugiego, a ja szukałam wesołej blondynki z kapeluszem i wielką, czarną torbą na kółkach. Rozglądałam sie na wszystkie strony, tylko że nigdzie jej nie widziałam. Ludzie trącali mnie torbami, a ja stałam na palcach próbując wypatrzyć ją pośród tej masy ludzi.
- Mówiłaś, że jak wygląda? - zapytał Brad
- Blondynka, krótkie włosy, czarny kapelusz i czarna torba. - odparłam wciąż się rozglądając.
- Chyba znam taką - usłyszałam dobrze mi znany, damski głos za plecami. Natychmiast zrobiło mi się ciepło, stanęłam płasko na stopach, gdy jej głos wciąż dźwięczał mi w głowie, z początku sądziłam, że mam jakieś przesłyszenia, ale szybko zdałam sobie sprawę, że to jednak prawda, kiedy jej dłoń dotknęła mojego ramienia.
- Ronnie! - pisnęłam i odwróciłam się wpadając w objęcia dziewczyny, która natychmiast mocno mnie przytuliła. Przysięgam, że łzy zbierały mi się do oczu.
- Tak strasznie tęskniłam - wyszeptała w moje włosy.
Tuż po czułym przywitaniu przedstawiłam Veronice Bradleya. Była wobec niego dziwnie zdystansowana, przynajmniej takie odniosłam wrażenie.
Całą trójką pojechaliśmy do mnie do domu, gdzie czekał na nas ciepły obiad. Moi rodzice ciągle zasypywali blondynkę masą pytań dotyczących Londynu. Od kiedy pamiętam byli oczarowani tym miastem, prawie jak ja, z tym, że ja wiedziałam w nim coś jeszcze. Ja widziałam w nim życie. Miasto żyjące tak samo za dnia jak i w nocy. Widziałam w nim łatwiejszą, cudowną przyszłość. Moje marzenia.
Kiedy rodzice w końcu dali spokój mojej przyjaciółce, poszliśmy do pokoju, gdzie dziewczyna się mogła wreszcie rozpakować. Już wcześniej wysprzątałam kilka szuflad w komodzie, by Ron mogła tam trzymać swoje rzeczy. Zauważyłam przez ten czas, że Veronica była dziwnie cicha i spokojna, prawie się nie odzywała. Wydaje mi się, że Brad wyczuł napięcie w powietrzu i zdecydował się wrócić do domu. Kiedy wyszedł, Ronnie oderwała się od rozpakowywania i układania ubrań, opadła na podłogę i westchnęła.
- No w końcu - odezwała się na co posłałam jej pytające spojrzenie - Victoria, nie chcę być nie miła, ale ten chłopak mi się zupełnie nie podoba.
- Dlaczego? - zapytałam zaskoczona.
- Nie wiem... wytwarza jakąś nieprzyjemną aurę. To znaczy, był miły, uśmiechał się i w ogóle, ale... - zacięła się na chwilę i westchnęła - niepokoi mnie po prostu.
No tak, naturalnie nie powiedziałam dziewczynie o wybuchu Brada, ale to dlatego, że chciałam o tym zapomnieć, a ona raczej nie dałaby mi żyć. Nie chciałam zagłębiać się w ten temat i naruszać tamte rany. Chciałam zapomnieć i już. Na jej słowa jedynie westchnęłam, po czym zmieniłam temat.

Następnego dnia wyszłyśmy na miasto kierując się do jednej z kawiarni w centrum, w której miałyśmy spotkać się z Connorem.
Chłopak gdy usiadłyśmy do jego stolika, był tak szczęśliwy ze mało nie posiadał sie z radości. Niestety, rozmawiał jedynie z Veronicą, mnie rzadko kiedy włączali do rozmowy. Czułam sie okropnie. Patrzyłam na te dwójkę, siedzącą na przeciwko siebie. Cały czas żywo rozmawiali, wpatrywali sie w siebie z ciekawością i rozbawieniem. Czułam sie dosłownie jakby dzieliło mnie od nich lustro weneckie. Ja ich widzę, lecz oni mnie nie. Widziałam ich jako dwójkę najlepszych przyjaciół,nikogo więcej, nikogo mniej. Zrobiło mi sie przykro, bo zdałam sobie sprawę, że zostałam wykluczona z tego trio, został tylko ich duet i ja, jako oddzielny organ.
Westchnęłam cicho czując jak rośnie mi guła w gardle, zaplątana we własnych myślach w końcu oderwałam od nich wzrok i zaczelam przyglądać sie przechodniom za oknem, próbując odciągnąć od siebie te negatywne myśli. Niestety na próżno.
Co rusz przechodziła dwójka ludzi ciągle śmiejących sie do siebie. Cała ta sytuacja niesamowicie działała mi na nerwy i ledwo co z nimi wytrzymywałam. Nagle głos Veroniki wyrwał mnie z przemyśleń.
- Co o tym myślisz, Victoria? - zapytała, na co ja posłałam jej pytające spojrzenie - Connor zaprosił nas do siebie dziś na imprezę - sprostowała, na co ja wzruszyłam ramionami i mruknęłam ciche 'ok'.
Wszystko mi jedno. Przynajmniej będzie Brad, a swoją drogą zastanawia mnie dlaczego to on mnie nie zaprosił.

Jakiś czas później byłyśmy w domu i przygotowałyśmy sie do imprezy. Uprzedziłam mamę ze zostaniemy tam na noc i żeby się o nas nie martwiła. Z dziwną niechęcią jednak pozwoliła nam pójść. Spakowałyśmy sobie jakieś rzeczy na zmianę, szczotki do zębów i inne niezbędne rzeczy, po czym zajęliśmy sie przeszukiwaniem szaf w celu dobrania ubrań. A zdecydowałam sie na sukienkę z czarnym dekoltem w serek, bladoróżową spódniczką i kokardą na plecach, uwielbiałam ją. Veronica natomiast wybrała obcisłą małą czarną, pokrytą materiałem w przeróżne wzorki. Wyglądała niesamowicie. Po uczesaniu sie i lekkim makijażu byłyśmy gotowe do wyjścia. Zadzwoniłyśmy po Connora który był w pobliżu, by po nas podjechał. Po chwili stał i czekał na nas na podjeździe. On faktycznie bardzo lubił naginać prawo. Gdy włączył się w ruch uliczny mało co nie straciłam głosu. Cały czas wymijał jadące przed nami auta. Nie byłoby źle, gdyby nie jechał po typowych, wąskich, angielskich uliczkach. Jestem pewna, że gdybym miała na sobie bluzkę z długim rękawem, to byłaby cała przepocona.
_______________________________

Przepraszam, ze tak długo, nie miałam weny, rozdział jest fatalny.
Nawet nie wiecie jak trudno pisze sie na tablecie.
Jak chcecie byc informowani to podajcie Twittera w komentarzu :* miłego dnia xx

czwartek, 8 stycznia 2015

Rozdział 4.


Leniwie otworzyłam oczy czując uporczywy ból głowy. Wspomnienia poprzedniej nocy szybko nawiedziły moje myśli. Pamiętałam każdy moment, jedynie obraz powrotu do domu miałam jakby za mgłą.
Mrugnęłam kilka razy powiekami rozglądając się po pomieszczeniu. Jak się okazało, leżałam w łóżku Brada, który przyczepił się do mnie niczym pijawka. Jedną nogę miał wplątaną pomiędzy moje, głowę opartą na ramieniu, a ręką obejmował w pasie. W duchu modliłam sie żebyśmy oboje byli ubrani. Zaczęłam sie wiercić chcąc sie wygrzebać spod jego uścisku i sprawdzić w jakim staje sie znajdujemy, jednak jak sie okazało Bradley nie spał, bo zaraz podniósł głowę i wlepił we mnie swoje oczy.
- Siemasz piękna - mruknął zaspanym głosem - Jak sie spało?
- W porządku. - uśmiechnęłam sie do niego i rozejrzałam po pokoju - jak ja sie tutaj znalazłam?
- Oj mała - zaśmiał sie opierając głowę na ręce - Odleciałaś ledwo gdy weszłaś do auta, wiec pomyślałem, że najprościej będzie, gdy prześpisz sie dziś u mnie - wyjaśnił po czym ucałował mnie w czoło.
- Miło z twojej strony - oddałam mu pocałunek, jednak w policzek, co chłopak uznał za zachętę, wiec delikatnie musnął moje usta swoimi czekając na moją reakcję. Ja natomiast przymknęłam powieki i ponownie oddałam mu pocałunek, który on za chwile pogłębił. Po chwili jednak przerwał proponując śniadanie. Ochoczo przyjęłam propozycje i chwili później oboje znaleźliśmy sie już w kuchni. Bradley w bokserkach, a ja w jego czarnej, za dużej koszulce i jakichś spodenkach, które zdążyłam ubrać przed zejściem na dół. Zrobiliśmy dla wszystkich domowników po omlecie z dżemem truskawkowym.

Bradley jest zdecydowanie świetnym chłopakiem. Myślę, że mogłabym z nim być. Po południu zabrał mnie na obiecany już wcześniej wypad do kina, resztę dnia spędziliśmy w zasadzie u mnie, z resztą noc również, jednak Brad musiał wdrapywać się przez okno pół godziny po rzekomym opuszczeniu mojego domu wieczorem.
W zasadzie zachowywaliśmy się jak para. Większość czasu tej nocy spędziliśmy na całowaniu się, a dopiero koło godziny 3 zasnęliśmy.
Czułam się szczęśliwa, jednak nie na długo. 2 godziny później zostałam obudzona przez wibracje telefonu. 1 nieodebrana wiadomość. Wiedziałam czego mam się spodziewać i szczerze mówiąc wcale się nie myliłam. Znowu numer zastrzeżony.

"Ostrzegałem Cię, żebyś uważała. Sama się prosisz o kłopoty."

Zupełnie nic z tego nie rozumiałam, ale byłam przerażona. Odłożyłam telefon obok materaca i z powrotem wtuliłam się w Bradleya, który zaczął coś mruczeć pod nosem, przeciągnął się i mnie objął. Zerknęłam tylko na jego twarz. Taki spokojny i uroczy. Taki bezbronny. Przytuliłam się do niego mocniej, by poczuć ciepło jego ciała, które pozwoliło mi się nieco uspokoić.

***

Każdy kolejny dzień i każdą kolejną chwilę spędzałam z Bradleyem. A to na mieście, u mnie, w parku, u niego. Minęły już dobre 3 tygodnie od zdarzenia z imprezy. Przez ten czas wiele się nie zmieniło, jednak nie dostawałam już żadnych głupich sms'ów. Mój związek z Bradem, bo w sumie możemy się oficjalnie nazwać parą, rozwijał się w swoim należytym tempie. Jedyne czego nauczyłam się w ostatnim czasie, to jest to, że alkohol mi nie służy, ale jednak uważam, że gdyby nie to, nie miałabym takich relacji z Simpsonem na jakich jesteśmy.
Usiadłam na kanapie obok James'a, który oglądał jakieś reality show. Po krótkim czasie postanowił rozpocząć rozmowę.
- Jak wam się układa? - zapytał bez ogródek.
- Świetnie, dzięki - uśmiechnęłam się do niego szeroko.
- Jest dla Ciebie dobry? - palnął, po czym najwyraźniej poczuł się skrępowany i zaczął się wiercić spuszczając głowę. Kolejne dziwne pytanie z ust James'a, dlaczego mnie to nie dziwi. - Bo wiesz - odchrząknął - Jakby stanowił jakiś problem, to do mnie możesz śmiało mówić, ja go przywrócę do porządku - dodał.
- Nie, wszystko jest ok, ale to bardzo miłe z twojej strony, że się troszczysz - grzecznie podziękowałam tylko uśmiechając się słabiej.
Stwierdziłam, że James się dziwnie zachowuje, a sądziłam, że to Tristan jest odcięty od rzeczywistości.
Ciszę, która trwała kilka długich sekund przerwał Connor, który wpadł do salonu niczym huragan.
- Hej, Vickey-Mickey! - uśmiechnął się szeroko w moim kierunku podchodząc i dając mi całusa w policzek - Co słychać? Dawno Cię nie widziałem - uszczypnął mnie w policzek.
- Connor, ile razy mam Ci powtarzać, że to przezwisko wcale nie jest zabawne - upomniałam go.
No tak... Zapomniałam wspomnieć, że Little C. nic nie wie o mnie i Bradleyu. Właściwie wtajemniczony jest tylko James, co z drugiej strony nie wiem czy jest dobrą wiadomością. James, jak dla mnie, jest za bardzo bezpośredni.
W tamtym momencie do salonu wkroczył również Brad. Po jego minie zauważyłam, że chyba nie był zadowolony z poczynań Connora. Przemierzył powoli salon nie spuszczając wzroku z Ball'a, który miał go totalnie gdzieś i wepchał się między mnie, a James'a.
- Hej Connor - odezwał się cierpko.
- O, cześć Brad! - odpowiedział zadowolony Con, wciąż molestując mój policzek, który zaczynał co raz bardziej boleć. Odtrąciłam jego rękę czując ulgę i potworne szczypanie na owym policzku. Connor chyba poczuł się urażony i usiadł prosto, natomiast Brad wówczas objął mnie ramieniem w lekko zaborczym geście.
- Zwariowałeś? - szepnęłam do niego - Przecież on nic nie wie.
- No to się dowie - odparł cicho, po czym musnął moje usta.
- Jesteś chory - pokręciłam głową ze zrezygnowaniem, jednak nie potrafiłam ukryć uśmiechu zadowolenia na mojej twarzy, po czym wstał i pociągnął mnie za rękę prowadząc po schodach do góry. Ledwo weszliśmy do jego pokoju, a dopadł nas Connor.
- Victoria, możemy chwilę porozmawiać na osobności?
- Jasne - odparłam całując Brada w policzek, po czym wyszłam z pokoju podążając za Connorem na koniec korytarza. - Co jest?
- Od kiedy jesteś z Bradleyem?
- Kto Ci powiedział, że w ogóle jesteśmy razem?
- Nie rób ze mnie idioty, Victoria. Dlaczego mi nic nie powiedziałaś? - zapytał z wyrzutem - Czy ja jestem jakimś śmieciem, że mnie tak traktujesz? - wciąż pytał unosząc się co raz bardziej - Dlaczego wszyscy szepczą za moimi plecami, wyzywają od kretynów, dlaczego? Dlaczego nie zaufałem Jamesowi gdy mi o was powiedział pierwszy raz?
- Connie.. - zaczęłam, lecz chłopak mi przerwał.
- Nie nazywaj mnie tak! - krzyknął.
- Connor - poprawiłam się czując narastającą gulę w gardle. Było mi okropnie głupio i przykro. Żadne logiczne wytłumaczenie nie przychodziło mi do głowy. - Przede wszystkim nie unoś się tak, bo zaraz ktyoś tu przybiegnie - urwałam myśląc nad usprawiedliwieniem.
- Gówno mnie to w tym momencie obchodzi - fuknął - Jak mogłaś? Zrobiłem coś źle? Nie ufasz mi?
- Connor, uwielbiam Cię i ufam Ci bezgranicznie, dobrze o tym wiesz!
- Jakoś zacząłem w to wątpić - rzucił wlepiając wzrok w swoje stopy.
- Więc nie wątp. Bałam się twojej reakcji po tym co się wydarzyło między nami w twoim pokoju. Bałam się, że nie zrozumiesz. - ucichłam - Poza tym nasz związek do pewnego czasu nie był w 100% pewny, w sumie to dopiero niedawno się potwierdził..
- Victoria! Gdybym ja był w jakichkolwiek kontaktach z jakąś dziewczyną to bym Ci to powiedział zanim cokolwiek by się zaczęło, nawet jeżeli nie byłbym pewny co do oficjalności związku! - wrzasnął - Zamierzałaś mi o tym w ogóle powiedzieć?
- Cóż, tak.. tylko nie dzisiaj.
- Mhm.. Ciekaw jestem kiedy - prychnął i opuścił pomieszczenie. Chwilę stałam jak wryta. Do oczu napływały mi łzy i poza smutkiem narastała we mnie wściekłość na Brada. Szybko ruszyłam jego pokoju i zatrzasnęłam za sobą drzwi.
- Jesteś idiotą! - krzyknęłam do chłopaka na łóżku - przez Ciebie i twój cholerny pomysł robienia sekretu przed Connorem straciłam przyjaciela! Wszystko spieprzyłeś, ty cholerny kretynie! Boże, jaka ja byłam głupia godząc się na to.. - złapałam się za głowę - Coś ty w ogóle sobie myślał? - kontynuowałam monolog, gdy chłopak wstał z łóżka podchodząc do mnie.
- Przestaniesz się w końcu drzeć? - syknął poirytowany i ścisnął mój nadgarstek, naciskając na niego co raz mocniej. Cicho pisnęłam z bólu próbując się wyrwać z pod jego uścisku, co nie skutkowało, więc poczęłam dalej rzucać wyzwiska
- Jesteś totalnym kretynem! Idiotą! - krzyczałam chłopakowi w twarz, za co po chwili zostałam mocno spoliczkowana, tuż po tym zamilkłam, a łzy ponownie zaczęły napływać do moich oczu. Zupełnie nie rozumiałam co własnie się stało. Brad patrzył na mnie ze wściekłością wymalowaną na twarzy. Przestraszyłam się tego widoku. Moja szczęka zaczęła dygotać. Bradley zaczął delikatnie poluźniać uścisk dłoni, więc korzystając z okazji chciałam się wyrwać i obróciłam się w stronę drzwi, by wyjść z pokoju. Brad pociągnął mnie za rękę i przyciągnął mnie do siebie.
- A ty gdzie się wybierasz? - wycedził przez zęby. Przełknęłam gulę w gardle i przymknęłam oczy. Nie chciałam na niego patrzeć, nie teraz. Bałam się go. Zadygotałam, otworzyłam ponownie oczy, gdy chłopak puścił moją dłoń. Chwilę stałam nieruchomo wpatrując się w jego klatkę piersiową, która unosiła się zdecydowanie zbyt szybko. Korzystając z okazji zaczęłam uciekać. Pobiegłam do drzwi szybko je otwierając i zbiegłam po schodach do salonu. Tam wpadłam prosto w objęcia przechodzącego Connora, który mnie przytrzymał, gdy potknęłam się na przedostatnim schodku.
- Zabierz mnie do domu - szepnęłam próbując złapać oddech - szybko - spojrzałam na niego błagalnie.
Con jedynie przytaknął, wziął mnie pod ramie i począł ruszać w kierunku przedpokoju, by się ubrać.
- Victoria! - usłyszałam nawoływanie Bradleya.
- Szybciej, Con - szepnęłam szarpiąc go za ramię, po czym Ball ubrał buty i szybko powędrowaliśmy w stronę auta. Pomijając to, że okropnie bałam się podczas jazdy z nim, ponieważ nie miał prawa jazdy, to przez drogę opowiedziałam mu ze łzami w oczach co się wydarzyło w pokoju Brada. Connor tego nie skomentował. Siedział spięty jakby skupiony jedynie na drodze.
Gdy weszłam do domu, nikogo tam nie było, więc odetchnęłam z ulgą i poszłam do swojego pokoju, gdzie włączyłam telewizję i skuliłam się na materacu. Bałam się włączyć laptopa, czy chociażby telefon, bo Brad mógł się do mnie zacząć dobijać, aja bałam się rozmowy z nim. Najgorszym w tej sprawie było to, że chyba zaczynałam się w nim zakochiwać, a to mocno bolało.
Pociągnęłam nogi, które objęłam rękoma, oparłam podbródek na kolanach i zaczęłam cicho szlochać przypominając sobie jego wściekłą twarz, ból który mi zadał. Pociągnęłam nosem, dotknęłam dłonią policzka w który mnie uderzył. Nadał bolał. Nie tylko szczypał, bolał. Zacisnęłam oczy i zaczęłam płakać.
__________________________________________

Oooooo cholera, sporo czasu minęło od dodania poprzedniego rozdziału.
Ten był zaplanowany na święta, albo chociaż sylwestra, ale niestety coś nie wyszło :(
Przepraszam, że większość opisów i mało akcji, ale nie mogłam się doczekać punktu kulminacyjnego, czyli akcji końcowej, więc musiałam to zrobić w ten sposób.
Znienawidzicie mnie chyba za ten rozdział, już kiedyś to mówiłam :D
Nie ma co dłużej pisać, kocham was, życzę wam abyście pierwszy semestr zdały śpiewająco i udanych ferii, obiecuję, że będę dodawać częściej. Przynajmniej się postaram, ale w większości to od was zależy.

Więc kochani, 8 KOMENTARZY I KOLEJNY ROZDZIAŁ :* 

sobota, 29 listopada 2014

Rozdział 3.

Rano zeszłam na dół, bardzo zaspana, zupełnie nie ogarniając życia. Nie miałam pojęcia w czyim domu jestem i dlaczego we wczorajszych ubraniach.
W salonie, który poczęłam rozpoznawać siedział jakiś bardzo wesoły chłopak, który poprzez zabawę z ogromnym psem krzyknął do mnie "cześć". W odpowiedzi ziewnęłam coś odburkując pod nosem i machnęłam ręką kierując się do kuchni. Tam nalałam sobie soku , który znalazłam przeszukując lodówkę. Wróciłam po chwili do salonu oklapując ciężko na kanapie obok zadowolonego chłopaka.
- Jak tam? Jesteś głodna? Chcesz coś zjeść? - zasypywał mnie pytaniami kończąc zabawę z psem.
- Nie, dziękuję - odparłam beznamiętnie przypatrując się poczynaniom psa, który właśnie położył łeb na moim kolanie.
- Hej psinko - wyszczerzyłam się do psa drapiąc go za uchem.
- Jak się spało? - zapytał blondyn
- W porządku, a tobie? - zapytałam z delikatnym uśmiechem.
- Również. Słyszałem jak śpiewałaś. Właściwie wszyscy słyszeliśmy - zaśmiał się pod nosem.
- O nie - westchnęłam zasłaniając twarz dłońmi czując jak się czerwienię.
- Daj spokój, byłaś niesamowita! - dostałam od niego kuksańca w bok.
- Przesadzasz - zaśmiałam się cicho czerwieniąc się jeszcze bardziej. W tamtym momencie do salonu zszedł Brad.
- Cześć Tristan - machnął zaspany do chłopaka - i Victoria - dodał kiwając do mnie głową, po czym zniknął w kuchni. Tuż po nim do salonu wparował Connor w bardzo dobrym nastroju.
- Siemanko - przywitał się z nami  szerokim uśmiechem kiedy siadał obok mnie na kanapie. - Jak tam, maleńka?- zapytał obejmując mnie ramieniem.
- Przestań mnie tak nazywać - dałam chłopakowi kuksańca w bok.
- I tak mnie kochasz - odparł podśmiewając się po czym uszczypnął mnie w policzek.
- Jesteś nienormalny. - zaśmiałam się kręcąc głową - poza tym nie schlebiaj tak sobie.- odepchnęłam go od siebie, a on w odezwie zaczął mnie łaskotać.
- Zabieram Cię dziś na zakupy, mała, więc wstawaj.
- Ja nigdzie nie idę - wystawiłam język w kierunku Connora.
- No to Cię zaniosę - podniósł mnie z kanapy i zakręcił nami w koło.
- Ktoś tu chyba dobrze spał - wtrącił Tristan, który cały czas przyglądał się naszym poczynaniom.
- Znakomicie - odparł roześmiany Connor - Bradley - odezwał się do bruneta stojącego przy wysepce kuchennej - Z tego co pamiętam to miałeś się wybrać z nami, więc szoruj na górę się ubierać. - rozkazał. Brunet upił kolejnego łyka kawy po czym uniósł oczy ku górze i powolnym krokiem ruszył w stronę swojego pokoju.

Jak się okazało, naszemu wypadowi towarzyszył również James, który kierował samochodem. Ja i Bradley siedzieliśmy z tyłu i przez całe pół godziny nawijaliśmy jedynie o książkach i filmach jakie ostatnio obejrzeliśmy. Nie miałam pojęcia ile nas dwoje może łączyć, oraz że taki chłopak jak on może podzielać moje pasje do czytania książek.
W centrum handlowym rozdzieliliśmy się parami. Ja i James, oraz Brad i Connor, którzy poszli wypróbować jakąś nową konsolę do gier.
- Jak Ci się podobają chłopaki? - zaczął James. Uznałam to pytanie za nieco dziwne, ale pewnie nie miał pojęcia jak rozpocząć rozmowę.
- Są w porządku, ale Tristan sprawia wrażenie jakby miał swój własny świat. - uśmiechnęłam się, na co James się roześmiał.
- Bo tak w zasadzie jest, ale pomimo głupich pomysłów i swojego cholernego, wiecznego optymizmu, który, daję słowo często jest irytujący, to bardzo fajny, wrażliwy i rozhisteryzowany chłopak.
- A Brad?
- Jest w porządku. Na prawdę. - Powiedział tak, jakby starał przekonać samego siebie do własnych słów.
- Jest jakieś "ale" - zauważyłam próbując wyciągnąć z chłopaka jak najwięcej.
- Jest trochę nadpobudliwy, czasami nie potrafi panować nad emocjami, ale jest dobrym chłopakiem - odparł szybko i powrócił do przeglądania półki z powieściami S. Kinga.
Szczerze mówiąc to zaniemówiłam. Byłam mocno zaskoczona słowami Jamesa, ponieważ miałam zupełnie inne wyobrażenie o tym człowieku. Wzięłam do ręki książkę N. Sparksa i D.Browna, po czym skierowałam się do kasy, gdzie Brad i Con stali już z jakimś wielkim pudłem.

Po dosyć męczących zakupach James odwiózł mnie do domu, gdzie siedziała moja mama wyczekując mojego powrotu do domu. była zła, że jej nic nie powiedziałam o moim wypadzie do Connora, więc nie obyło się bez kazania, lecz nie dostałam żadnego szlabanu, co było miłym zaskoczeniem. Dosyć długo rozmawiałam z nią i opowiedziałam jej jak mi minął czas oraz pokazałam jej moje nowe zdobycze z dzisiejszych zakupów, po czym pobiegłam do pokoju, gdzie mogłam w końcu się zrelaksować z laptopem na kolanach. Znajoma wysłała mi link na twittera, gdzie Connor udostępnił nasze zdjęcie z przymierzalni. Brad ubrał dresy i ciemną bluzę z kapturem, Con hawajską koszulę i krótkie spodenki, a ja buty a'la glany oraz skórzaną ramoneskę, którą sobie kupiłam. Wszyscy mieliśmy miny jak idioci, ale mimo to zdjęcie bardzo mi się podobało. Podczas wspominania naszych wygłupów w sklepie usłyszałam dzwonek telefonu. Nacisnęłam zieloną słuchawkę nie patrząc na nadawcę.
- Halo? - odezwałam się zachrypniętym głosem.
- Hej, stoję pod twoim domem, wpuścisz mnie?
- Uhh - zawahałam się - a kto mówi?
- Brad, ty głuptasie! - roześmiał się.
- Ok, poczekaj chwilkę. - odparłam po czym zakończyłam połączenie i zbiegłam po schodach. - Mamo, kolega wpadnie - rzuciłam do rodzicielki zanim otworzyłam chłopakowi drzwi.

Jak się okazało Brad podczas zakupów nie pytając mnie o zgodę wziął moje słuchawki z auta i zechciał mi je oddać. Niestety był z kimś umówiony, więc po 5 minutach opuścił mój dom, a ja dosłownie chwilę później dostałam sms od zastrzeżonego numeru.

"Uważaj z kim przebywasz. Pamiętaj, cicha woda brzegi rwie."

Próbowałam rozszyfrować sms'a siedząc w skupieniu przez długie 10 min, a z każdą chwilą zaczynałam bać się co raz bardziej. Zastanawiałam się czy chodzi o kogoś z The Vamps, czy może o Max'a. Zupełnie nie miałam pojęcia o co chodzi i kto mógł być nadawcą. Szybko odstawiłam telefon na biurko, jak najdalej ode mnie, zgasiłam światło i starałam się zasnąć, mimo dosyć młodej godziny. Sen jest lekarstwem na wszystko.
Następnego ranka obudziłam się zalana potem i z uczuciem odwodnienia, więc szybko sięgnęłam po butelkę wody, którą wczoraj miałam na zakupach.
W łazience przypomniałam sobie o telefonie i o tym dziwnym sms'ie. Szybko wróciłam do pokoju, złapałam za telefon i z trzęsącymi się rękoma odblokowałam ekran. Na całe szczęście nie znalazłam nigdzie żadnej nowej wiadomości, więc odetchnęłam z ulgą. Może ktoś pomylił numer?

Przez kilka kolejnych dni było cicho. Ja spotykałam się ze znajomymi i rzadko przesiadywałam w domu. Dzisiaj wieczorem byłam umówiona z Vampsami na imprezę, do której właśnie skończyłam się szykować. James zabrał mnie z domu punkt 8. Chwilę później byliśmy na imprezie u jednego ze starych znajomych Connora.
Po dwóch godzinach Connor jak i pozostali byli już podpici, ja w sumie nie odstawałam od grupy. Gdy szłam z kolejnym już drinkiem w stronę Tristana, zostałam potrącona ramieniem przez dosyć szczupłego, wysokiego chłopaka. Przez alkohol ciężko było mi rozpoznać kim on był. Chłopak burknął coś pod nosem i wytrącił mi szklankę z ręki, której zawartość automatycznie znalazła się na mojej czarnej koszuli.
- Ups - odezwał się beznamiętnie.
- Czyś ty oszalał? - krzyknęłam spoglądając na jego twarz. Chłopak uniósł głowę i nagle alkohol jakby wyparował. Poczułam się jakbym dostała zimną wodą prosto w twarz. Ciśnienie podniosło mi się jeszcze bardziej i już otwierałam usta, by go nazwyzywać, gdy usłyszałam nawoływanie Tristana. - Dupek - prychnęłam na Maximiliana obrzucając go pogardliwym spojrzeniem i wróciłam do mojego towarzysza.
Max wzbudzał we mnie tak ogromną niechęć, jak nikt nigdy. Po jakimś czasie znalazłam się u boku Bradley'a, który nawet podpity był uroczy. Zauważyłam, że nieco się do mnie przystawia, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało. Jedyną rzeczą, która mnie irytowała był Max, który cały czas kręcił się w pobliżu. W pewnym momencie coś mnie tknęło i dałam ponieść się chwili, Maximilian był tuż na przeciwko mnie, dzieliło nas kilka osób, ale wiedziałam, że widzi mnie doskonale. Ponad godzinne zaloty Brada chyba się opłaciły, bo nagle całkowicie zwróciłam się ku niemu i położyłam dłoń na policzku delikatnie przybliżając jego twarz do swojej. Bradley wówczas przestał gadać, za co byłam wdzięczna, bo praktycznie wcale nie zamykał buzi.  Dyskretnie zerknęłam w stronę Max'a, który nas obserwował  i ponownie zwróciłam swoją uwagę wyłącznie na Brad'a, którego twarz zaczęłam znajdować się zdecydowanie za blisko mojej, ale jak już wspomniałam, zupełnie mi to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie.
W końcu, po chwili nasze usta się złączyły w delikatnym pocałunku i wtedy usłyszałam szept w mojej głowie, który niósł się echem. "Suka". Starałam się na to nie zwracać uwagi. Bradley zaczął powoli pogłębiać pocałunek, który jak mi się zdawał, był darem od samego Boga. Chłopak objął mnie rękoma w talii zmniejszając dystans pomiędzy nami.
__________________________________________
Nawet nie wiem jak to skomentować, to jest beznadziejne x'D
Dziękuję za te wszystkie komentarze pod ostatnim rozdziałem, jesteście cudowni. Olcia, ty jesteś najlepsza! xx
Zachęcam do rozgłaszania bloga, udostępniania, komentowania. To jest ogromna motywacja i owoc mojej ciężkiej pracy.

piątek, 17 października 2014

Rozdział 2

Obudziło mnie bardzo donośne, niosące się echem pukanie. Nie ustępowało nawet na chwilę. Zirytowana jęknęłam i zakryłam głowę poduszką w nadziei, że dzięki temu nie będę słyszała tego nieznośnego hałasu, niestety, pomimo pierzyny na mojej głowie, postukiwanie wciąż było donośne. Jęknęłam przeciągle zrzucając z siebie poduszkę, po czym uniosłam się do pozycji siedzącej i ziewnęłam przecierając oczy. Znowu usłyszałam puknięcie, które dobiegało zza moich pleców. Gwałtownie się odwróciłam i wyjrzałam za okno, gdzie stał Connor, który trzymał w ręku kamyki z podjazdu na którym stał. Przewróciłam oczami i zaczęłam się siłować z otwieraniem okna.
- Chcesz mi zbić szybę? - krzyknęłam do niego.
- Wpuść mnie! - odparł tylko śmiejąc się - rzucam tymi kamieniami dobre pół godziny, już myślałem, że Cie nie obudze
- Idiota - burknęłam jakby sama do siebie, zamknęłam okno i rzuciłam się biegiem w stronę schodów, by otworzyć chłopakowi drzwi. Przechodząc obok salonu zerknęłam na zegarek, który wskazywał godzinę 8:01. Czy ten chłopak na prawde myślał, że ja w wakacje nie mam lepszych zajęć, tylko wstawanie w środku nocy?
- Czy ty nie masz życia, Connor? - rzuciłam chłopakowi na przywitanie, kiedy przekraczał próg mojego domu.
- Zupełnie nie wiem o czym mówisz. - uśmiechnął się szyderczo zdejmując buty, po czym zaczął za mną podążać do kuchni. Tam nalałam nam soku pomarańczowego, a następnie udaliśmy się do mojego pokoju. Tam oboje upiliśmy kilka łyków i odstawiliśmy swoje szklanki przy materacu na którym się położyliśmy.
- Co Cię do mnie sprowadza? - zapytałam po chwili ciszy
- Cóż.. - zaczął chłopak ucinając na chwilę, jakby zastanawiał się nad odpowiedzią - Więc wstałem wcześnie rano i tak chodziłem zupełnie nie mając co robić. Byłem tak podekscytowany naszym spotkaniem, że nie mogłem się doczekać, i tak znalazłem się tutaj. - Uśmiechnął się szeroko unosząc ramiona.
- Jesteś niemożliwy - roześmiałam się dając chłopakowi kuksańca.
- Jakie plany masz na dzisiaj?
- Cóż, zamierzałam spotkać się z Maxem, a tak poza tym to resztę dnia mam wolną - odparłam, po czym ugryzłam się w język. Connor nic nie wiedział o moim chłopaku. Jestem z nim dopiero trzy miesiące, na razie nie jest to nic poważnego, więc stwierdziłam, że nie ma potrzeby mieszania Connora w tę sprawę.
- Kto to? - Zapytał wyraźnie zainteresowany i ożywiony. Westchnęłam cicho i zamknęłam na chwilę oczy. W duchu karciłam się za swoją niewyparzoną buzię.
- Mój chłopak - mruknęłam - Tak jakby. - dodałam w napływie paniki widząc zszokowaną minę Connora. - To nic poważnego - zaśmiałam się nerwowo i lekceważąco machnęłam ręką.
- Nie, nie! To w porządku. Bardzo się cieszę, że mam chłopaka - zaśmiał się sztywno. Atmosfera robiła się ciężka, czułam się bardzo niekomfortowo, sądząc po naburmuszonej minie Con'a, on też nie czuł się zbyt swobodnie. - Ile jesteście razem? - zapytał siląc się na miły ton.
- Jakoś.. trzy miesiące. - odparłam wymuszając uśmiech - Możemy o tym nie mówić? - westchnęłam wstając z materaca.
- Jak wolisz - odpowiedział chłopak unosząc się do pozycji siedzącej po czym wlepił wzrok w podłogę. Wypuściłam ze świstem powietrze i podeszłam do szafy wybierając z niej ubrania, po czym udałam się do łazienki uprzednio informując Connora, że zaraz wrócę.
Po powrocie z toalety długo rozmawialiśmy o głupotach, w międzyczasie zjedlismy śniadanie i zrobiliśmy sobie kilka idiotycznych zdjęć, które oczywiście musiały powędrować na strony społecznościowe. Gdzieś między tym dostałam sms od Maxa, który zaproponował mi obiad w jakiejś restauracji o 14. Znając jego nie będzie to nic nadzwyczajnego, pójdziemy na pizzę, czy kebaba, ot mój romantyk. Mimo to zgodziłam się. Connor gdy się o tym dowiedział zaproponował podwózkę, nie byłam  skłonna odmówić.
Maximilian czekał na mnie w rogu lokalu, przy stoliku obok okna. Ciepło mnie przywitał i nakazał usiąść. Zdjęłam swój czarny sweterek uśmiechając się do niego nieśmiało i sięgnęłam po MENU - tak jak on.
- Wiesz, wczoraj wygrałem 4 rundki pod rząd w LOL'u, w tym rankeda. - rozpoczął rozmowę. W odpowiedzi jedynie uniosłam wzrok znad karty dań i obdarowałam go pogardliwym spojrzeniem, po czym odchrząknęłam i odstawiłam MENU nie spoglądając na Maxa.
- O co chodzi?- zapytał zmartwionym głosem.
- Wiesz, właśnie mi się przypomniało dlaczego się do Ciebie nie odzywałam przez ostatnie kilka dni. Myślałam, że dało Ci to coś do myślenia, a ty NA RANDCE wciąż męczysz te same tematy, więc koniec końców jak zwykle się rozczarowałam. - wyjaśniłam akcentując niektóre słowa.
- Vickey, nie przesadzaj - jęknął i chyba chciał mówić coś dalej, ale mu przerwałam.
- Nie, Max. Nie przesadzam - spojrzałam w jego oczy - Jeżeli tak bardzo musisz grać, to sobie graj, rozwijaj uzależnienie, ale mnie w to nie wciągaj, nie raz powtarzałam, że nie mam zamiaru z tobą dyskutować na ten temat i wysłuchiwać jaki to los jest okrutny, że przegrałeś rundkę, albo jaki świat piękny, bo wygrałeś. Mógłbyś się w końcu ogarnąć.
Max mi na to nic nie odpowiedział. Kelner zebrał nasze zamówienia i po 20 minutach się ich doczekaliśmy. Przez cały czas panowała niezręczna cisza. Jedliśmy w milczeniu nawet na siebie nie spoglądając przez co moja wściekłość rosła. Gdy skończyłam, wyjęłam z portfela sumę pieniędzy za mój obiad i położyłam na stole. Max powiedział, żebym to zabrała, jednak ja zupełnie nie zwracałam uwagi na to co on do mnie mówił. Ubrałam sweterek i wyszłam bez słowa.
Przypomniało mi się, że Connor mówił, bym zadzwoniła do niego w chwili gdy będę chciała wracać, wówczas może mnie podrzucić do domu. Pomyślałam sobie, że autobus mam za pół godziny, a Con na pewno będzie szybciej, więc postanowiłam przystac na jego usługę.
Connor był na miejscu dokładnie 10minut po zakończeniu rozmowy ze mną. Przynajmniej tak mi się wydawało. Z jego auta wysiadł dość wysoki chłopak o blond włosach i niebieskich oczach, który na pierwszy rzut oka skojarzył mi się w tym lwem z "Epoki Lodowcowej".
- Hej, jestem James - wyciągnął do mnie rękę.
- Miło mi - odparłam niepewnie, delikatnie ściskając jego dłoń - Pan mi wybaczy, ale ja na kogoś czekam.
- Na mnie - odpowiedział automatycznie - Connor kazał mi po Ciebie przyjechać, bo jego coś zatrzymało. Jesteś Victoria, tak?
Przez chwilę przyglądałam mu się w milczeniu i analizowałam jego słowa. Po chwili dotarło do mnie, ze to TEN James. James z The Vamps! Automatycznie obdarzyłam go szerokim uśmiechem i kiwnęłam głową.
- Tak, jestem Victoria. - przytaknęłam - Cóż, jeżeli Connor nie miał czasu, to trudno. Jedźmy.
James otworzył mi drzwi, a następnie okrążył samochód, by usiąść za kierownicą. Przez całą drogę opowiadał mi jacy wszyscy są podekscytowani poznaniem mnie. James zawiózł mnie do ich domu. Niepewnie przekroczyłam próg drzwi i zdjęłam sandałki na koturnie, po czym poczłapałam za James'em do salonu, gdzie znajdował się zespół w pełnym składzie.
Gdy tylko stanęłam obok James'a, podbiegł do mnie Connor i mocno mnie wyściskał.
- Wybacz, że nie przyjechałem, jadłem obiad.
Posłałam mu pogardliwe spojrzenie, na co Con pociągnął mnie za rękę i rozpoczął przedstawianie chłopaków.
- To jest James, ale jego już poznałaś - machnął lekceważąco ręką na James'a, który zrobił obrażoną minę i poszedł dalej. - To Bradley, nasz wokalista - wskazał na chłopaka z ciemnymi kręconymi włosami, którego oczy mnie zahipnotyzowały. W filmikach na youtubie, oczywiście, wydawał się czarujący, ale to nic w porównaniu z tym na żywo. Poczułam jak świat na chwilę zwalnia. Brad pomachał do mnie lekko ręką delikatnie się uśmiechając. Poczułam jak zalewa mnie fala gorąca i twarz przybiera purpurowego koloru. Moje myśli zaprzątał tylko on. Zabawne, w sekundę namącił mi tak w głowie, że nic innego się nie liczyło. Poczułam dziwny, ale przyjemny uścisk w brzuchu.
- Hej - wyszeptałam do niego, bo tylko na tyle było mnie stać. Nagle Connor mocno szarpnął mnie za rękę.
- Słyszysz, dziewczyno, co ja w ogóle do Ciebie mówię? - warknął zniecierpliwiony wpatrując się we mnie.
- Wybacz, zamyśliłam się - uśmiechnęłam się skrępowana - Mógłbyś powtórzyć?
- Przedstawiłem Ci Tristana - wskazał na blondyna, który emanował pozytywną energią.
- Ah, to ten niesamowity perkusista! - klasnęłam w dłonie uśmiechając się szeroko do blondyna - Bardzo miło mi Cię poznać - uścisnęłam jego dłoń, na co chłopak bardziej się rozpromienił.
- Nam Ciebie również, Connor wiele o tobie opowiadał - Odparł Tristan wciąż się szeroko uśmiechając. W odpowiedzi spojrzałam na Connora unosząc jedną brew do góry z delikatnym uśmiechem. Zanim jednak zdążyłam coś powiedzieć, poczułam w kieszeni wibracje telefonu, co zwiastowało przyjście sms. Odblokowałam ekran i odczytałam wiadomość.

OD: Max
"Z tego chyba nic nie wyjdzie, sorry."

Zamrugałam szybko trzy razy powiekami, nie wierząc własnym oczom, następnie ścisnęłam telefon czując nieprzyjemne ukłucie w klatce piersiowej, w rezultacie ekran telefonu zgasł, a ja drżącymi rękoma schowałam go spowrotem do kieszeni spodni.
Zrobiło mi się przykro, to jasne, w końcu zmarnowałam kilka dobrych miesięcy na jakiegoś durnego dzieciaka, który w zamian nie miał mi nic do zaoferowania. Jednak chwilami Max był bardzo fajnym chłopakiem, przystojnym... ale uporczywym. Z jednej strony mi ulżyło, że to wszystko skończyło się teraz, nie później, szkoda by było moich nerwów, a jednak z drugiej strony byłam wściekła, bo chwilami, na prawdę podobała mi się wizja jego u mojego boku.
Westchnęłam cicho i ponownie wyjęłam i odblokowałam telefon pokazując go Connorowi.
- O kurcze, przykro mi - szepnął przytulając mnie do siebie.
- Daj spokój, przeżyję - westchnęłam siląc się na uśmiech i odebrałam telefon od chłopaka.
- Chodź - złapał mnie za rękę i poprowadził schodami na górę, prosto do swojego pokoju, który mieścił się na końcu korytarza. - Teraz mi się już nie wymigasz - zaśmiał się szyderczo zamykając za mną drzwi na klucz, który później schował do tylnej kieszeni spodni. Spojrzałam na chłopaka lekko zaniepokojona krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Do czego zmierzasz, Connor? - zapytałam, gdy zauważyłam, że szuka czegoś w szafie.
- Zaśpiewasz mi - wyciągnął z szafy czarny futerał, a z kolei z niego, gitarę.
- Ty sobie chyba żartujesz? - opuściłam ręce wzdłuż ciała szeroko otwierając oczy ze zdziwienia.
- Słuchaj, kiedyś, przy jednej z naszych rozmów przez telefon mi to obiecałaś - zaczął, ale mu przerwałam
- Connor! Była 3 w nocy, ja nie wiedziałam jak mam na imię, jedyne czego wówczas chciałam, to spać!
- Oh, ogarnij się - mruknął oburzony - Słuchaj, mi jakoś udało się do czegoś dojść, z tym "talentem", teraz czas na Ciebie.
- Pozwól, że sama zadecyduję kiedy nadejdzie odpowiednia pora. - ponownie skrzyżowałam ręce siadając na łóżko.
- Dałem Ci na to 3 lata i za przeproszeniem, gówno przez ten czas zrobiłaś, więc najwyższa pora, abym ja wszedł do akcji.
- Pewnie, panie wszystkomogący - przewróciłam oczami.
- Przestań już gadać - odparł spokojnie siadając obok mnie na łóżku - i śpiewaj - dodał uderzając w pierwszy akord. - Victoria, obiecałaś mi.
- Jezu dobra! - uniosłam ręce w geście poddania się - Już dobra, zaśpiewam.. Powiedz tylko co to za piosenka.
- Oh Vicky, Vicky - zaśmiał się spoglądając na gitarę - Brand New Me, dajesz mała. - znowu brzdąknął w akord, a ja zaczęłam cicho śpiewać, powoli się rozkręcając. Z każdą chwilą moja pewność siebie rosła. Nagle uświadomiłam sobie, że nie mam co się złościć na Maxa, w końcu mnie też ten związek zaczynał przytłaczać. Nie pasowaliśmy do siebie ani ciałem, ani duszą. Nie ma co się oszukiwac, to by nie wypaliło, jesteśmy z dwóch zupełnie różnych światów. Możemy jedynie rozstać się w zgodzie.
Kiedy skończyłam śpiewać, uniosłam swój wzrok na Connora, wyczekując jego reakcji, która nastąpiła kilka sekund później.
- Jesteś idiotką, Victoria. - westchnął układając gitarę na futerale na ziemi.
- Dlaczego?
- Bo masz cudowny głos, możliwości... i zupełnie nic z tym nie rozbisz. - wyjaśnił spokojnie, po czym zaczął zbliżać się do mnie. Kiedyś by mnie to odpychało, ale dzisiaj, właśnie w tym momencie coś zaczęło mnie do niego przyciągać. Wyciszyłam zdrowy rozsądek i pozwoliłam się pocałować Connorowi. Usłyszałam cichy, niski pomruk aprobaty wydobywający się z jego gardła. Ujęłam jego twarz w głonie i pogłębiłam pocałunek. Boże, on na prawdę świetnie całował!
- Connor - wyszeptałam przerywając pocałunek - Tylko błagam, bez zobowiązań.
- Jak sobie życzysz - zaśmiał się, po czym znowu zaczął mnie całować.
___________________________________________

Żeby nie było głupich domysłów, do niczego gorszego nie doszło!:) Connor niby grzeczny, ale wykorzystuję desperację Victorii, głupek. Brada jest dosyć mało, ale chłopak się dopiero rozkręci, jeszcze będziecie mieć go dosyć;)
W sumie nie wiem co pisać, tłumaczyć chyba nie muszę dlaczego tak długo to trawło, każdy wykręca się szkołą, u mnie nie inaczej, jednak jestem uziemiona, więc mam sporo czasu w domu, jeżeli przybędzie mi w jakiś sposób czytelników (postarajcie sie!) to rozdziały będą dodawane częściej:)
Mała informacja, albo i #spojler: Na razie nie planuję całkowicie "wyrzucać" Maxa z opowiadania. Chłopak w tym momencie snuje nikczemne plany i zamierza lekko pokomplikowac pewne sprawy, ale to później.

ZAPRASZAM DO KOMENTOWANIA, UDOSTĘPNIANIA, ROZGŁASZANIA. NIE POGNIEWAM SIĘ.
KOCHAM WAS! x


czwartek, 4 września 2014

Liebster Award x2

ROZDZIAŁ BĘDZIE DODANY W PRZECIĄGU KILKU DNI, PRACUJĘ NAD NIM! xx Na pocieszenie seksowny Bradzio


Jestem zaskoczona. MEGA zaskoczona, ponieważ nigdy nie sądziłam, że dostanę taką nominację. Ogromnie dziękuję, bo to na prawdę zaszczyt i.. serio, z ekscytacji brak mi słów! Okej, przechodząc do tematu, zostałam nominowana przez http://impassivity-fanfiction.blogspot.com oraz http://imagioonedirection5secondsofsummer.blogspot.com/ . Zdecydowałam obie nominacje zrobić w jednym poście, bo uważam, że tak będzie łatwiej. Dziewczyny, kocham was i ogromnie wam dziękuję! :)

NOMINACJA 1.

1. Jaki jest twój ulubiony film?
Gwiazd naszych wina, Poradnik pozytywnego myślenia, Pitch perfect i P.S. Kocham Cię.
2. Masz jakieś hobby? (Jeśli tak, to jakie?) 
Śpiewanie, taniec, malarstwo i pisanie:)
3. Gdybyś mógł na jeden dzień stać się kimś innym, to kto by to był?
Demi Lovato, kocham tą kobietę, zawsze chciałam wiedzieć jak to jest być tak wspaniałą osobą jak ona.
4. Kto jest twoim autorytetem?
Moja mama jest moim autorytetem, ale tylko po części, więc równie dobrze mogę przyznać, że nie mam autorytetu.
5. Czy masz jakieś przezwisko? (Jeśli tak, to je zdradź.)
Olcis, Hobbit, Cygan, Wiktor.
6. Jaka jest twoja ulubiona pora roku? (Uzasadnij)
Lato! Zdecydowanie. Uwielbiam kiedy jest ciepło, kiedy mogę popracować, a po pracy spotkać się ze znajomymi, nikt mi nic nie dyktuje, nie zagania do nauki, nie ma żadnej matmy, późno się robi ciemno, miasta żyją nocą i w końcu mogę poszaleć i wrócić do domu o późniejszej porze niż zawsze. W lato wypadają też moje urodziny (yay! :D)
7. Co sprawia Ci największą przyjemność?
Śpiewanie, praca (głównie to świadomość, że zarabiam na siebie i się usamodzielniam), taniec, jedzenie (raz się tyje)
8. Co Cie wycisza?
Nic. Jestem bardzo wybuchowa i z natury znerwicowana, jedynie ja mogę w głębi duszy sama próbować się opanować, wyciszyć itp. nic ani nikt inny nie potrafi tego zrobić.
9. Co sądzisz o robieniu tatuaży?
Świetny pomysł, sama mam zamiar zrobić sobie, ale to dopiero po ukończeniu 22 roku życia, bo wtedy człowiek już na pewno nie rośnie i skóra się nie deformuje.
10. Najbardziej szalona/głupia rzecz, jaką zrobiłeś w życiu? (Opowiedz. :3)
Może opowiem najgłupszą, bo nic innego nie przychodzi mi do głowy. W zeszłym roku (moje pierwsze spotkanie z alkoholem o wyższym procencie niż Redd's czy Somersby) (<-- tak, jestem nudziarą) jak byłam na noc u koleżanki i piliśmy 2 wódki na 4 głowy, ze świadomością, że nigdy wcześniej nie piłam i rzadko w ogóle zdarzało mi się wypić JAKIEKOLWIEK, nawet niskoprocentowe piwo, przesadziłam lekko z drinkami i elegancko wymiotowałam sobie obok leżącego za mną mojego przyjaciela, który wówczas na mnie leciał, zaraz po tym poszłam sobie spać na jego ramieniu, ówcześnie oczywiście się myjąc, a chłopak po imprezie darował sobie podbijanie do mnie, dzięki, cześć. XDDDDD
11. Jak byś się opisał/-a w trzech słowach?
Nadmiernie pomocna, wkurwiająca.

Nominacja 2.

1. Za co kochasz swoich idoli (jeśli ich masz)?
Każdy z nich stara się podnosić nas na duchu, my wspieramy ich, oni wspierają nas. Wszyscy pokazują, że w marzenia nie tylko warto wierzyć, ale i pomagać im się spełnić. 
2. Za kogo sławnego chciałbyś wyjść za mąż?
ASHTON IRWIN!
3. Kto jest twoim autorytetem?
Jak w pierwszej nominacji:)
4. Co chciałbyś/abyś robić w przyszłości?
Śpiewać. Zamierzam być piosenkarką, to mój główny cel i nie zamierzam odpuszczać. Podoba mi się też wizja bycia stewardessą, architektem albo choreografem tanecznym (ale jedynie w mojej placówce tanecznej, jest dla mnie jak dom).
5. Twoja ulubiona książka? 
Gwiazd naszych wina, Po zachodzie słońca i Anioł stróż.
6. Co sądzisz o samo okaleczaniu?
Samookaleczanie to efekt uboczny choroby, to ucieczka, psychiczny ból. Nie jest to najlepszy sposób, bo osoby które to robią, nie myślą do końca racjonalnie, a zdesperowane 13-latki (OGROMNIE przepraszam jeżeli kogoś teraz obrażę:*) które się tną, bo się pokłóciły z rodzicami/chłopakiem/przyjaciółką są niemniej żałosne. Przeszłam przez chorobę, przeszłam przez to piekło, więc wierzcie mi lub nie, wiem o czym mówię. (Oczywiście przytoczyłam tu jedynie drętwy przykład, nie miejcie mi tego za złe)
7. Jakie jest twoje ulubione zwierzę?
Kocham psy, każdego po kolei i nienawidzę patrzeć jak niektóre wychudzone i bezpańskie chodzą po ulicy, serce mi się łamie.
8. Jaki jest twój ulubiony kolor?
Miętowy, niebieski, fioletowy, czarny, biały.
9. Jaki jest twój ulubiony film? 
Jak w pierwszej nominacji:)
10. Co lubisz robić w wolnym czasie? 
Śpiewam, spotykam się z moim chłopakiem albo czytam książki:)

Moje pytania:
1. Kiedy masz urodziny?
2. W jakim jesteś fandomie? (Wymień wszystkie :*)
3. Co chcesz robić w przyszłości?
4. Wymień swoje ulubione zespoły/wokalistów.
5. Jeżeli na jeden dzień mógłbyś/-abyś zamienić się w kogoś innego, kto to by był i dlaczego?
6. Masz jakiegoś zwierzaka? (Jeżeli tak, to jak się nazywa?)
7. Jakie masz hobby?
8. Często rozpamiętujesz przeszłość?
9. Najprzyjemniejsze/najfajniejsze wspomnienie z tych wakacji?
10. Twoja ulubiona piosenka?
11. Kto jest najważniejszą osobą w twoim życiu?

Nominuję:

piątek, 20 czerwca 2014

Rozdział 1

  Od tego całego zajścia minęły 3 lata. Connor mnie wiele razy przepraszał, ostatecznie mu wybaczyłam, ale ja złamałam mu serce, a on przekroczył naszą granicę, nic nie mogło być jak dawniej.
Dziś Connor jest basistą w zespole "The Vamps". Mimo tego co się stało na tamtej imprezie, nie potrafiłam przejść obok jego sukcesu obojętnie, wciąż byłam z niego niesamowicie dumna. Pisał do mnie co miesiąc, prosiłam go, by podawał mi miejsca w których się aktualnie znajduje oraz gdzie koncertuje. Czasami zapominał, ale rozumiałam to, miał dużo roboty, poza tym nie byłam już jego małą Vicky.
  Jakoś tydzień temu dostałam telefon od managera Vampsów - Joe'go z którym na samym początku miałam okazję się poznać. Joe zakomunikował, że The Vamps niedługo wracają z Ameryki do Birmingham. Nie mogłam się doczekać. Con obiecał, że wpadnie, ale nie biorę tego na poważnie, na pewno bardzo stęsknił się za rodziną, ma wiele innych ważniejszych spraw ode mnie w tym momencie.
Data ich powrotu była wyznaczona na wczoraj, mimo to nadal nie miałam żadnych wieści od Connora odkąd zadzwonił do mnie Joe.
  Od godziny rozmawiałam z Veronicą przez telefon, która pół roku temu wyprowadziła się do Londynu. Bardzo jej zazdrościłam, miałam w planach niedługo zrobić to samo. Po odbyciu rozmowy z nią dostałam sms od Connora, w którym napisał, że chciałby się ze mną spotkać za godzinę w Lettle Caffe, która była niecałe 20 minut od mojego domu. Natychmiast odpisałam chłopakowi,że z chęcią się z nim zobaczę i pobiegłam do szafy przebierając ciuchy. Włosy upięłam w niedbałego koczka, odświeżyłam się troche, ubrałam i zabrałam torebeczkę z najniezbędniejszymi rzeczami, po czym napisałam sms do Ronnie o spotkaniu i wyszłam z domu.
  Szłam chodnikiem słuchając muzyki i czasami potrząsając lekko głową w jej rytm. Nagle muzyka w słuchawkach ucichła, a zastąpił ją utwór "Avenged Sevenfold - Buried Alive" świadczący o nadchodzącym połączeniu. Zrezygnowana przejechałam po ekranie akceptując połączenie.
- Halo? - zapytałam lekko znudzonym tonem.
- Victoria! Idziesz już? - usłyszałam podekscytowany głos przyjaciółki.
- Rany Boskie, Veronica, rozmawiałyśmy niecałą godzinę temu!
- Wiem, wiem - odburknęła - po prostu jestem taka szczęśliwa, że w końcu go zobaczymy - pisnęła - to znaczy, miałam na myśli, że ty go zobaczysz i wyślesz mi jego zdjęcie, żebym też go zobaczyła, jeju! - poprawiła się ciągle piszcząc z podekscytowania
- Już nie przesadzaj - zaśmiałam się odwracając w bok i przeglądając się w witrynie sklepowej. Zgarnęłam niesforne kosmyki za ucho, po czym ruszyłam z powrotem przed siebie - Kończę, Ron, jestem już na miejscu - powiedziałam szybko odciągając telefon od ucha i zakańczając połączenie.

Stałam pod kafiarnią dobre 10 minut. Co chwila stawałam na palcach i rozglądałam się w poszukiwaniu znajomej sylwetki. Czasami próbowałam wyhaczyć jego twarz w jakimś przejeżdżającym aucie, lecz niestety po Ballu nie było śladu. Po kolejnych, długich i uporczywych 5 minutach doczekałam się telefonu od Con'a.
- Hej Victoria. Bardzo przepraszam za to, że na mnie musiałaś tyle czekać, ale coś mi wypadło i dziś już nie dam rady. Ogromnie przepraszam raz jeszcze! - mówił jakby na jednym wdechu. Ścisnęłam telefon w ręce czując jak wzrasta we mnie złość, którą natychmiast postanowiłam opanować biorąc kilka głębszych wdechów.  - Victoria? Jesteś tam?
- Tak, jestem - odchrząknęłam - W porządku, wszystko okej, nic się nie stało - starałam silić się na przyjazny ton.
- Może innym razem? - zaproponował już radośniej
- Tak, może - odparłam przygaszona - Pa - dodałam cicho i się rozłączyłam. Czułam jak oczy zachodzą mi łzami. Może i powinnam mieć troche więcej wyrozumiałości, ale nie sądziłam, że po takim czasie potraktuje mnie w ten sposób, myślałam, że coś jeszcze dla niego znaczę.
Gdy wróciłam do domu, napisałam do Ronnie sms'a opowiadając jej po krótce o tym, co się wydarzyło. Tuż po tym odpaliłam komputer i włączyłam jakąś spokojną muzykę na youtube i zaczęłam przeglądać twittera.

- Victoria, mogłabyś tutaj zejść? - usłyszałam krzyk mojej mamy z salonu.
- Słucham? - zapytałam schodząc po schodach.
- Ktoś czeka na Ciebie w przedpokoju - obwieścił tata przemieszczając się z kuchni do salonu.
Zmarszczyłam brwi zupełnie nie rozumiejąc o co chodzi, po czym zeskoczyłam z ostatniego schodka i pokierowałam się do przedpokoju, w którym na czarnej pufie siedział chłopak w niebieskiej koszulce i z raybanami na nosie. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Chłopak powoli podniósł się z pufy i zdjął okulary szeroko się do mnie uśmiechając, a ja stałam jak jakaś idiotka i wpatrywalam się z niego jak w obrazek.
- Hej - jego zachrypnięty głos wyrwał mnie z błogiego stanu, dzięki czemu odzyskałam władzę nad ciałem.
- Con! - pisnęłam i rzuciłam się chłopakowi na szyję - Co ty tu robisz?
- Nie umiałem Cie tak po prostu zostawić, wybacz moje dobre wychowanie - zaśmiał się przytulając się do mnie mocno. - a to na przeprosiny - podniósł z pufy bukiet czerwonych róż  i mi je wręczył.
- Jesteś niemożliwy. Nie musiałeś, na prawdę! - odebrałam od chłopaka podarunek szeroko się uśmiechając. - Zdejmuj buty i idź do mojego pokoju, a je te róże włożę do wazonu. - poleciłam chłopakowi kierując się do kuchni.
Kwiaty postawiłam na parapecie na którym siedział Con.
- Pamiętam jak siedzieliśmy tutaj i obserwowaliśmy moknących ludzi gdy lał deszcz - zaśmiał się patrząc przez okno. - Co słychać? - zapytał po chwili odwracając głowę w moją stronę.
- Okropnie tęskniłam - odpowiedziałam układając usta w smutną podkówkę.
- Ja też, mała - przygarnął mnie do siebie i ucałował w czoło.
- Dobra, dobra, starczy tego dobrego! - zaśmiałam sie wyrywając się mu, po czym rzuciłam się na materac - Opowiadaj lepiej co ciekawego działo się u Ciebie! - poklepałam miejsce obok siebie zachęcając chłopaka do spoczęcia obok mnie. Ball posłusznie przydreptał i ułożył się wygodnie na materacu.
Zaczął opowiadać od pierwszych wyjazdów z The Vamps, o koncertach, o fankach, wywiadach, członkach zespołu.
Dokładnie o 21 postanowił opuścić moje skromne progi. Byłam wniebowzięta. Tak długo go nie widziałam i tak okropnie się za nim stęskniłam, że te kilka godzin nie wystarczyły mi, by się nim nacieszyć. Byłam spragniona mojego przyjaciela
Z zamyśleń wyrwał mnie dźwięk dzwonka mojego telefonu, więc zerwałam się na równe nogi i popędziłam w stronę telefonu akceptując połączenie.
- Halo?
- Cześć słońce, co słychać? - usłyszałam miły głos mojego chłopaka - Maxa.
- Connor był u mnie, poza tym wszystko w porządku, a u Ciebie?
- Stęskniłem się, robisz coś jutro? - zaśmiałam się słysząc jego przesłodzony ton
- Widzę się z tobą - odparłam natychmiast po czym usłyszałam jego śmiech.
- To dobrze się składa, bo ja się z tobą też jutro widzę. - powiedział podśmiewając się,po czym dodał - do zobaczenia, śpij dobrze słońce.
- Nie mogę się już doczekać, pa!
 
  Po zakończonej rozmowie zrzuciłam z siebie ubranie , zrobiłam wieczorne czynności w łazience, przebrałam się z piżamę i wróciłam do pokoju, gdzie rzuciłam się na materac i wyjrzałam za okno, które rozpoczynało się od paneli aż po dach, który w moim pokoju był po skosie akurat w tym miejscu. Lubiłam oglądać nocny ruch uliczny. Podświadomie jednak zawsze szukałam twarzy Connora. Westchnęłam cicho przypominając sobie chłopaka z imprezy u Jerry'ego, a chłopaka który dziś gościł w moim domu. Connor zmienił się - to chyba jasne, każdy człowiek się kiedyś zmienia, jednak to nie jego wygląd, czy charakter uległ zmianie, lecz relacje pomiędzy nami i jest to bardzo odczuwalne i lekko nieprzyjemne.
  Ponownie westchnęłam i ułozyłam się do snu. Ciągle dręczył mnie dzisiejszy obraz Ball'a, ale w koncu po upływie kilkunastu, jak mi się wydawało, minut udało mi się odpłynąć do krainy morfeusza.
______________________________

Haj! Miło mi, że ktoś to czyta, serio, bardzo trudno jest zdobyć czytelników.
Poprosiłabym każdego kto to przeczyta, by zostawił po sobie ślad w komentarzu, nawet głupie "spoko" czy inne takie mnie zasatysfakcjonują, bo będę wiedziała, że jest tutaj ktoś kogo interesują moje wypociny.
Możecie dać mi follow na tt @ohwowbradley, zawsze follow back:) + jak ktoś chce to może f4f na tumblr?:  http://ohsweetie-pie.tumblr.com/

Teraz sprawy mniej ogólne: ktoś mi napisał o tym, że chce Brada? Postaram się go zwabić do następnego rozdziału, tak samo jak i Max'a!

4 KOMENTARZE= 2 RODZIAŁ!

poniedziałek, 12 maja 2014

Prolog

Nie raz na pewno stałyście godzinami przed szafą wypchaną ubraniami, prawda? Tak, ja teraz stałam przed tym moim małym dylematem.
Dziś miała się odbyć impreza zakańczająca rok szkolny. Tuż po rozdaniu świadectw popędziłam do domu najszybciej jak to było możliwe, stanęłam przed komodą wyrzucając jej zawartość na środek pokoju przeglądając wszystko po kolei, a później stanęłam przed szafą przebierając wieszakami. Więc tak oto jestem, stojąc tu pod ponad 3 godzin, nie wiedząc w co się ubrać.
-Victoria, zbieraj się! Ronnie już przyjechała! - usłyszałam donośny, piskliwy głos mojej mamy dobiegajacy z dolnej części domu.
- Wpuść ja, nie jestem jeszcze gotowa! - odpowiedziałam jej również krzykiem. Zaraz po tym usłyszałam charakterystyczny trzask drzwiami dochodzący z dołu, a następnie tupot stóp z korytarza świadczący o tym, że ktoś wchodził właśnie po schodach.
Podniosłam z nogi czarną, obcisłą, sięgającą do połowy uda spódniczkę, która krzątała się gdzieś pod moimi nogami. Spódniczka była z wyższym stanem, wiec pomyślalam, że mogę ubrać pod nią zwykły, kolorowy top. Zaczęłam ponownie przeszukiwać zawartość szafy, kiedy nagle do pokoju wpadła Veronica - moja najlepsza przyjaciółka. Ubrana była w morelową, obcisłą sukienkę na ramiączkach, podobnie jak moja spódniczka-do połowy uda, a na to miała założony długi, czarny, kaszmirowy kardigan, włosy miała rozpuszczone, delikatne kreski na oczach i bezbarwny błyszczyk. Wylgądała nieziemsko.
- Pomóż mi coś do niej wybrać - mruknęłam tylko rzucając spódniczkę w stronę przyjaciółki i wróciłam do przeglądania sterty ubrań rozłożonej tym razem na łóżku. 
- Może to? - zapytała Ronnie podnosząc fioletowy top z jakimś nadrukiem.
- Nic z nadrukiem - pokręciłam głową i podniosłam morelową bluzkę z długim rękawem - i nic z długim rękawem - dodałam mówiąc jakby sama do siebie, po czym ją odrzuciłam. Po chwili usłyszałam za sobą klaśnięcie w dłonie, na co się odwróciłam w stronę Ronnie. Dziewczyna trzymała w ręku białą bluzkę na ramiączkach w przeróżne wzorki w tym samym kolorze. Bluzka wyglądała - jak to sama kiedyś określiłam - jak obrus, sięgała mi ledwo do bioder, ale bardzo ją lubiłam, nie mogłam uwierzyć w to, że o niej zapomniałam. Chwilę jednak stałam i zastanawiałam się, czy ubranie jej będzie dobrym pomysłem, kiedy nagle usłyszałam zniecierpliwiony głos mojej przyjaciółki, każący mi się pospieszyć.
- Okej, okej - westchnęłam sfrustrowana przewracając oczami, po czym złapałam w rękę spódniczkę, bluzkę i jasną, cienką, krótką, jeansową kurtkę i pokierowałam się do łazienki, która znajdowała się na przeciwko mojego pokoju. Szybko zrzuciłam z siebie ubrania, odświeżyłam i zarzuciłam nowe ciuchy stwierdzając, że nie wyglądam najgorzej. Następnie złapałam za tusz do rzęs i przejechałam nim dwa razy po rzęsach na górnej powiece, po czym wzięłam korektor  i zakryłam nim popękane naczynka. Zaraz po tym, rozwiązałam włosy, których nie miałam siły już dziś prostować, więc pozostawiłam swoje uporczywe fale swobodnie zwisające z moich ramion. Włosy nie były poplątane, wręcz przeciwnie - wyglądałam porządnie, więc uznałam rozczesywanie ich za zbędne. Wyrównałam jedynie przedziałek na środku i musnęłam usta wiśniowym błyszczykiem, który delikatnie zabarwił je na czerwono. Wybiegłam z łazienki zapominając o gaszeniu światła, więc musiałam się wrócić i je zgasić, po czym szybkim krokiem wróciłam do przyjaciółki.
Rozejrzałam się po pokoju w poszukiwaniu mojej małej, brązowej torebki. Zauważyłam ją na komodzie. podeszłam więc już spokojniej i spakowałam do niej telefon, klucze i pomadkę, oraz zgarnełam z półki mojego Alcatela.
- Chodź, idziemy - machnęłam ręką w stronę drzwi zwracając się do przyjaciółki. Kiedy nie uzyskałam żadnej odpowiedzi z jej strony, zmarszczyłam brwi przyglądając się jej otępiałemu wyrazowi twarzy. - No co? - zapytałam tupiąc nogą i czekając na jej reakcję.
- Ale żeś się wystroiła - parsknęła po chwili szczerząc się od ucha do ucha.
- Tak, tak - machnęłam lekceważąco ręką siląc sie na obojętność, podczas gdy w środku szalałam z radości. Uwielbiam gdy ktoś prawi mi komplementy - a teraz chodź! - złapałam ją za dłoń i pociągnełam w stronę schodów. W przedpokoju ubrałam czarne botki wystające lekko za kostkę i założyłam je uprzednio ubierając na bose stopy czarne stopki. Wstałam i kiwnęłam głową do przyjaciółki, która już czekała gotowa przy wyjściu. Na ten znak otworzyła drzwi i wskoczyła do auta mojego taty.

Na miejscu czekał na nas nasz przyjaciel Connor. Od razu rozpromienił się na nasz widok i do nas podbiegł.
- Nareszcie! Ile można na was czekać? - starał się udawać obrażonego, po czym roześmiał się i przytulił Veronicę na przywitanie.
- To jej wina - odburknęłam Ronnie wskazując palcem na mnie, gdy Connor już się od niej odczepił. Wówczas skupił całą swoją uwagę na mojej osobie. Zlustrował mnie wzrokiem od góry, do dołu i z powrotem do góry zatrzymując swój wzrok na moich lekko czerwonych ustach. Chłopak oblizał wargi.
Wiedziałam,że mu się podobam, każdy to wiedział, ale miałam nadzieję, że to chwilowe. Myliłam się. Con spuścił wzrok, po czym odchrząknął i zrobił kilka kroków w moją stronę, by chwilę później zamknąć mnie w niedźwiedzim uścisku.
- Hej, Vicky - mruknął. W odpowiedzi otuliłam go rękoma w pasie, a brodę oparłam o zagłębienie w podstawie jego szyi. - Tęskniłem - wyszeptał tak, aby było słyszalne to tylko dla naszej dwójki. Przymknęłam oczy  czując ukłucie bólu oraz za razem szczęscia.
- Nie widzieliśmy się tylko tydzień.. - odszepnęłam nerwowo się podśmiewając.
- Dobrze wiesz, że dla mnie to prawie jak wieczność. - rozluźnił uścisk odchylając się tak, aby móc na mnie spojrzeć. Miał radosny wyraz twarzy, jak zawsze. Jego roześmiane, niebieskie oczy - moje ulubione. - Ślicznie wyglądasz.
- Dzięki. - uśmiechnęłam się czując jak na moje policzki wkrada się rumieniec - Ja za tobą też tęskniłam - powiedziałam nieco pewniej mierzwiąc chłopakowi włosy.
- Słodycz słodyczą, ale moglibyście się od siebie odkleić i wejść w końcu do środka? - zapytała zniecierpliwiona Ronnie. Podejrzewam ją o pierwszy dzień okresu. Wydaje mi się dzisiaj wyjątkowo drażliwa i zniecierpliwiona.
- Już, już, zazdrośnico - zaśmiałam się rozbawiona jej dzisiejszym zdenerwowaniem i pogładziłam Cona wierzchem dłoni po policzku, a następnie chwyciłam go za rękę i pociągnęłam za sobą przekraczając próg domu Martinsów.
Cała nasza trójka oczywiście od razu rzciła się na stół zastawiony wszelakimi alkoholowymi napojami. Dzisiaj Connor miał mieć swój pierwszy występ przed większą publiką, więc potrzebowaliśmy wsparcia w postaci alkoholu, by chociaż trochę się odstresować. Byłam ogromnie podekscytowana tym, ze Con w końcu zrobi pewien krok w kierunku spełnienia swoich marzeń, czego nie można powiedzieć o mnie, ale mimo wszystko miałam pewne złe przeczucia co do dzisiejszego wieczoru.

Gdy wybiła godzina 22, kiedy ludzie nie byli jeszcze wystarczająco wstawieni by nie móc kontaktować, Con schwytał gitarę i zaczął podłączanie sprzętu do wzmacniaczy i zasilania. Wówczas na podest wszedł gospodarz imprezy - Jerry Martins i zapowiedział występ Connora. Gdy Jerry zszedł, na podest wkroczył Con, który starał się sprawiać wrażenie wyluzowanego, jednakże nawet po tej ilości alkoholu którą w siebie wlał nie zdołał opanować trzęsących się rąk.
- Witajcie - odezwał się Con lekko zachrypniętym głosem, po czym odchrząknął pozbywając się uporczywej chrypki. - Jestem Connor, jak już pewnie się domyśliliście i zamierzam dla was dziś zaprezentować jeden utwór, który jest dla mnie bardzo sentymentalny, mam nadzieję, że wam się spodoba. - uśmiechnął się do publiczności, po czym odszedł na moment, by ustawić krzesło na podeście i dopasować statyw. Po chwili brzdąknął w struny gitary, by sprawdzić głośność i strojenie. Uniósł głowę, przełknął ślinę i zaczął szukac mnie wzrokiem. Podniosłam dyskretnie rękę i pomachałam do niego, by zwrócić jego uwagę. Gdy mnie zauważył kiwnął głową i przełknął ślinę. Nawet z tej odległości widziałam strach w jego oczach. Connor zaczął grać po chwili dołączając do tego śpiew.
[piosenka]
- You know I'm not one to break promises - rozpoczął nisko i spokojnie. Jedna z moich ulubionych piosenek. Byłam z niego tak ogromnie dumna, że oczy zaczęły mi zachodzić łzami. Nie potrafiłam odciągnąć od niego wzroku. Całą swoją uwagę skupiłam tylko na nim. Przez całą piosenkę zakrywałam sobie ręką buzię, by nie wydusić z siebie żadnego niechcianego dźwięku. -And it feels like I am just too close to love you, so I'll be on my way - dokończył nisko przyprawiając mnie o ciarki i brzdąknął ostatni raz w struny.
Nagle rozległy się oklaski, piski i wiwaty. Connor podziękował, ukłonił się, odłączył sprzęt zostawiając tam swojego białego akustyka i zeskoczył z podestu biegnąc w moją stronę.
- Vicks, widziałaś to? - krzyknął podbiegając. Jednym ruchem objął rękoma moje uda i mnie uniósł. Zaczęliśmy się oboje śmiać.
- Tak, Connie, widziałam! - złapałam jego twarz w dłonie i przytuliłam do siebie - jestem z Ciebie taka dumna - dodałam, gdy czułam, że odstawia mnie z powrotem na ziemię.
- Dzięki - uśmiechnął się szeroko ukazując proste zęby - Gdzie się podziała Ronnie? Nie widziałem jej przed  występem.
- Ja też - odparła, zamyślona - Pewnie gdzieś łazi za Jerrym, wiesz jak on się jej podoba.
- Tak, wiem. - odpowiedział smutno.
- Napijemy się jeszcze? Świetnie Ci poszło, trzeba to oblać. - zaśmiałam się ciągnąc chłopaka w stronę stołu z alkoholem, jednak zamiast zbliżać się do celu, zostałam pociągnięta do tyłu i przygwożdżona do czyjegoś miękkiego ciała.
- Con? - zapytałam niepewnie - Co ty wyprawiasz? - zaśmiałam się myśląc, że zaraz wykręci jakiś numer. W odpowiedzi zostałam jedynie odwrócona w stronę chłopaka, a tuż po tym poczułam na sobie czyjeś gorące usta wpijające się w moje. Otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia. Connor stał i przylegał do mnie ustami z zamkniętymi oczami jak gdyby nigdy nic. Przez pierwszą chwilę poddałam się temu, ale zaraz uświadomiłam sobie, że Connor to przecież mój przyjaciel, a przyjaciele takich rzeczy sobie nie robią. "You know I'm not one to break promises" (tłum. "Wiesz, że nie jestem tym, który łamie obietnice") , tak, jasne!
Odepchnęłam go od siebie kręcąc głową z obrzydzeniem nie dowierzając, że posunął się do czegoś takiego. Już otwierał usta, by coś powiedzieć, ale nie dałam mu szansy na tłumaczenie się. Rzuciłam się biegiem w kierunku drzwi tarasowych, by znaleźć Veronicę. Tak jak przypuszczałam siedziała na sofie i podrywała jakiegoś kujona, który nie wykazywał zbytniego zainteresowania jej osobą.
- Ronnie - wydyszałam - Ronnie, stało się coś złego. - przełknełam ślinę.
- Co takiego? - wstała z kanapy wyraźnie zainteresowana, wówczas jej towarzysz ulotnił się jak najprędzej tylko potrafił.
- Connor mnie pocałował - wykrztusiłam.
- O nie - westchnęła kręcąc głową i opuszczając rece - Jak to?
Opowiedziałam jej w skrócie moją opinię na temat jego występu i całe zdarzenie po nim.
Niby nic się nie stało, ale jednak ten gest mnie zranił, Connor naruszył pewną granicę, do której, dobrze wiedział, lepiej się nie zbliżać. Zranił nie tylko mnie, ale i siebie. Myślałam, że juz dawno to sobie wyjaśniliśmy, ale jednak on nic z tego nie wywnioskował.
Łzy mnie nie słuchały i same spływały po moich policzkach. Ronnie od razu gdy skończyłam opowiadać chwyciła mnie za rękę i zaproponowała, żebym została u niej, wówczas będziemy mogły przedyskutowac to wszystko na spokojnie.
________________________________________________
Dzieńdoberek. Oszukałam was trochę z tym prologiem, pojawiły się pewne komplikacje (lenistwo) i dodaję go z dłuższym opóźnieniem:)
W zakładce "Bohaterowie" pojawiła się nowa postać, którą (mam nadzieję) poznamy już w pierwszym rozdziale!
Oczywiście sprostuję: tutaj cofamy się 3 lata wstecz. Piosenka którą załączyłam w linku została nagrana orginalnie 1,5roku temu, ale to nic.
Jeżeli kogoś zainteresowało opowiadanie i chciałby być informowany o dalszych rozdziałach, to proszę się zgłosić w komentarzu :)

W miarę możliwości, osoby które to czytają proszę o "rozsławienie" mojego bloga, bo jak wiadomo - dopiero zaczynam, więc każda pomoc mi się przyda, prosiłabym chociaż o napisanie jednego tweeta i wklejenie tam linku do mojego opowiadania, byłabym baaaaaardzo wdzięczna!

Miłego wieczoru, miśki! x


(@ohwowbradley)